Jezus Chrystus jest moim Światłem i Życiem oraz jedyną drogą do Ojca; przyjąłem Go jako Pana i Zbawiciela; oddałem Mu swoje życie, aby nim kierował.
Przyszedł czas na ostatni artykuł z cyklu o kerygmacie. Tematem, nad którym dziś się pochylimy, jest wspólnotą. Przez ostatni rok wraz z żoną odczuwaliśmy ogromny brak wspólnoty i tego domowego niemalże wsparcia od ludzi z podobną sytuacja i podobnymi wartościami. Dlatego oczywiste było dla nas, że musimy pojawić się w Rokitnie, aby spotkać się w gronie oazy. Ku naszej radości największą furorę robiła nasza półroczna córeczka. Z dużą satysfakcja oglądałem, jak moje dzieci duchowe (bo tak zwykłem myśleć o osobach, które miałem zaszczyt formować) pomagają w opiece nad moim dzieckiem biologicznym. Klara zupełnie nie była marudna, nie utrudniała spotkań organizacyjnych czy modlitewnych, dzielnie uczestniczyła we wszystkich punktach dni skupienia. Wiele osób pytało mnie, jak to możliwe, że tak małe dziecko tak dobrze znosi ten czas. Gdy myślę o wspólnocie, myślę o Klarze. Chcę powiedzieć Tobie, że możesz być jak ona.
Kontynuując temat kerygmatu, nadszedł na czas na naszą odpowiedź względem kochającego Ojca. Czwartym elementem jest bowiem nawrócenie. I każdy z nas przeżył swoje wydarzenie, w którym zafascynował się Bogiem, poznał Go osobiście poprzez wewnętrzne doświadczenie, a wydarzenie to spowodowało zmianę całego życia. Znamy dużo świadectw z mniej lub bardziej poruszającą nas historią. Ale czy możemy powiedzieć, że skoro raz już się nawróciliśmy, to temat ten już nas nie dotyczy? Dużo trudniej pisać o nawróceniu do osób, które już raz zdecydowały o pójściu za Chrystusem, jednak spróbujmy…
Mundial – nie sposób od niego uciec, a nawet moją niespełna czteromiesięczna córeczka, dzielnie kibicuje wraz ze mną biegającym po murawie ludkom, chociaż najbardziej lubi… Trawę… Jeszcze niedawno wielu z nas było załamanych wynikami naszej kadry, ale dla dobra tego rozważania, wszyscy poczujmy się jak reprezentujący nas piłkarze. Są duże oczekiwania względem nas. Razem wzrastamy w wierze, a naszym zadaniem jest przynieść właściwy rezultat. Czy uda się wygrać każde starcie? Co czeka po przegranej? O tym jak bardzo potrzebujemy nawrócenia świadczy też reakcja wielu nawróconych w sieci, po meczu Polski z Kolumbią. Nawet, gdy ktoś nie interesuje się piłką nożną, mógł zauważyć bardzo dużo wpisów zupełnie pozbawionych miłości, na każdym portalu społecznościowym.
W naszej oazowej formacji spotykamy się z terminem metanoi, mającym oznaczać stałe dążenie do poprawy swojego życia, stawania się lepszym chrześcijaninem. Jedną z najbardziej urzekających mnie definicji tego pojęcia znalazłem w artykule ojca Zenona Hnatczaka, z 1999 roku. Publikacja została zatytułowana „Metanoia w życiu chrześcijanina w perspektywie trzeciego tysiąclecia”. Odwołując się do innych autorów, pisze on, że metanoię pojmuje się jako proces, w którym chrześcijanin – pokonując rozdarcie z Bogiem, sobą samym, bliźnimi i światem – w wolności dziecka Bożego realizuje Królestwo Boże. Metanoia trwa od przemiany serca pod wpływem przyjęcia Orędzia Zbawienia, poprzez poprawę życia, aż po osobowe zjednoczenie z Chrystusem Zmartwychwstałym.
Dało mi to do myślenia… Na ile w swoim życiu: jako mąż, ojciec, chrześcijanin, realizuję Królestwo Boże? Raz jeszcze wrócę do mundialu – po ludzku denerwuje nas, gdy ktoś broni naszych piłkarzy, chcielibyśmy, żeby tak zwyczajnie przyznali się do błędów i unikali wszelkich wymówek. Jednak, gdy chodzi o nas, sami mamy ich tysiące w perspektywie własnego nawrócenia. Każda wspólnota jest tak mocna, jak mocny jest jej najsłabszy członek. Jaka jest dziś kondycja mojej i twojej duchowości? Cóż, przecież ciężko zadbać o regularność namiotu spotkania, czy sakramentów, gdy przygotowuję się do matury, a nauczyciele wymagają tylu rzeczy. Chodziłbym częściej do kościoła, gdyby nie sesja egzaminacyjna. Ale przecież są wakacje, też zasługuję na odrobinę spokoju. A mi osobiście? Oczywiście ciężko jest zadbać o regularność, gdy obowiązki rodzica wzywają do niekończącej się góry zadań, a przecież do tego jest też praca zawodowa. Wszyscy mamy wymówki przed Bogiem, swoje przeróżne powody, uniemożliwiające zadbanie o nawrócenie samego siebie. A przecież mógłbym kochać bardziej swoją rodzinę, być lepszym chrześcijaninem i tutaj same uśpione chęci nie wystarczą. Musimy przemieniać serca, przyjmując Orędzie Zbawienia, zaproszenie do relacji z Jezusem, o której pisałem w poprzednich artykułach z tego cyklu, aż po zjednoczenie z Chrystusem Zmartwychwstałym.
Przyjmując Jezusa do naszego życia, zupełnie zmienia się optyka spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Potrzebujesz nawrócenia, jeśli pojawia się na twoim Facebooku hejt. Potrzebujesz nawrócenia, jeśli spędzasz czas ze swoim towarzystwem na plotkach o innych. Potrzebujesz nawrócenia, jeśli nie umiesz powiedzieć bliskim, że ich kochasz (może są osoby, którym brakuje twojej pamięci). W końcu potrzebujesz też nawrócenia, gdy sam dla siebie wydajesz się być bez wartości.
Bóg czeka na twoją odpowiedź.
Marek Juckiewicz
W poprzednich wpisach mówiliśmy o Bożej miłości względem nas i o tym, że Bóg zaprasza nas do relacji z Nim już tu, za naszej doczesności. Dzięki Jezusowi możemy żyć w rzeczywistości Królestwa Niebieskiego już teraz. Przez łaskę jesteśmy zbawieni krwią Chrystusa.
Wiemy już, że Bóg nas kocha i ma dla nas wspaniały plan. Możemy śmiało postępować w wierze i ufności, mając pewność, że nasz los zabezpieczony jest przez najlepszego Ojca, jakiego mogliśmy mieć. Ale w naszej codzienności bardzo łatwo o tym zapominamy. Być może nawet, czytając mój wcześniejszy artykuł, poczuł się ktoś na nowo zmotywowany, jego wiara stała się bardziej dynamiczna, a już po paru dniach, angażując się w swoje zwyczajne obowiązki, prawda o Bożej miłości gdzieś się ulotniła. To naturalne, takie typowo ludzkie. „Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,23).
Chciałbym opowiedzieć Wam o wielkiej miłości mojego życia. Tak, ten wstęp może brzmieć nieco zbyt chwytliwie, do tego stopnia, że ktoś mógłby uznać, że biorę go pod włos, powodując już na początku emocjonalne zaciekawienie. Jednak to zupełnie nie jest żaden trik, ale autentyczna miłość, którą składa w moim sercu Bóg. W moim wieku można mieć już coś do powiedzenia, o ile nie zakrzyczy mnie córka. Ale jeśli jestem w stanie napisać ten tekst, oznacza to tylko i wyłącznie jedną rzecz – mój Ojciec w niebie uzdalnia mnie, abym oddał Jemu chwałę.
Strona 3 z 4