Na swojej drodze formacji w Ruchu Światło-Życie, spotkałam wielu różnych animatorów. Każdy był inny. Część z nich swoją autentycznością przyprowadzała mnie nieustannie do Boga. Troszczyli się o mnie. Byłam dla nich ważna. Razem świętowaliśmy sukcesy, razem przechodziliśmy przez życiową burzę. Rozkochali mnie w Liturgii, z cierpliwością tłumaczyli czym różni się korporał od puryfikaterza. Kiedy byli wpatrzeni w Najświętszy Sakrament, uczyli mnie jak mam się modlić. Kiedy widziałam ich regularnie klęczących w konfesjonale, uczyli mnie, nawet nie wiedząc o tym, duchowego oddychania. Na całodniowych wycieczkach nie bali się powiedzieć, że muszą się oddalić bo chcą spotkać się z Bogiem w Namiocie Spotkania. Swoimi pasjami, marzeniami, charyzmatami, autentycznym życiem, pokazywali mi żywego Boga. Uczyli mnie bezinteresownej służby, kiedy swój urlop poświęcali na oazę wakacyjną. Patrzyłam na nich z podziwem. Marzyłam o tym aby być taka jak oni. Im więcej dawali mi od siebie, tym bardziej chciałam ja dawać to samo innym.
Byli też tacy którzy, przychodzili na spotkania oazowe nieprzygotowani. Zanudzali, improwizowali, odpychali brakiem autentyczności. Byli tylko "piątkowymi animatorami". Byli też "sezonowi animatorzy" w cudowny sposób znikali z Ruchu po formacji podstawowej, wyjeżdżając na studia do większego miasta, kończąc tym samym "przygodę" z Ruchem. Co innego mówi, co innego robili. Byli niesłowni i nieodpowiedzialni. Co piątek na oazowej Eucharystii nie przystępowali do Komunii.
Podręczniki do formacji w ciągu roku służyły im za podkładkę pod kubek z kawą i wciąż mówili, że treści w podręczniku są już nie aktualne i kolejny raz oglądaliśmy nudny film. Mówili mi o konieczności podpisania KWC, gdzie sami tej krucjaty nie mieli. Nowa kultura była im obca w ubieraniu się, wysławianiu. Kiedy mieli poprowadzić modlitwę wspólnotową czy powiedzieć świadectwo udawali, że nagle robią się niewidzialni. Nie czuli potrzeby formowania siebie, tylko pragnęli być popularni, chcieli obracać się w towarzystwie znanych i lubianych, nie posiadając cząstki Charyzmatu Ruchu. Jak to kiedyś, któryś ksiądz stwierdził, takie "wydmuszki oazowe". Mniej, bardziej wykształceni. Miej, bardziej utalentowani. Mniej, bardziej rozmodleni. Mniej, bardziej rozkochani w Ruchu. Jedni i drudzy nazywają się animatorami. Patrzyłam na jednych i na drugich. To oni kształtowali moje sumienie i wiarę. To oni byli za mnie odpowiedzialni. Ukształtowali moje patrzenie na Ruch całościowo. Byli dla mnie przykładem i antyprzykładem.
Po kilkunastu latach służby w Ruchu, postawiłam sobie pytanie jakim animatorem ja jestem. Czy gorszę drugiego człowieka, czy odpycham od Boga, czy Go zasłaniam. Czy jestem towarzyszem w drodze ku uświęcania się. Czy jestem autentyczna, czy posiadam tę iskierkę by podprowadzić kogoś do pierwszego rozkochania się w Bogu. Dziś zadaję to pytanie również Tobie. Nigdy nie jest za późno aby wyjść na pustynię, aby usłyszeć głos Boga, który chce pokazać Ci to co jest do poprawy.
Dlatego powstało Vademecum Animatora. Będziemy zatrzymywać się tu nad tematyką posługi w Ruchu Światło-Życie. Będziemy podejmować tematy trudne w formacji animatora o których się nie mówi, bo boimy się prawdy o sobie samym i sytuacji aktualnej w Ruchu. Rozważymy temat bezinteresownej służby. Jaki powinien być animator, jakie cechy powinien posiadać. Będą też rozmowy z psychologiem, wywiady z liderami grup oraz materiały do warsztatów. Będzie też trochę teorii i polecimy kilka pozycji do biblioteczki animatora. Artykuły będą ukazywać się dwa razy w miesiącu, może częściej w zależności od waszych potrzeb i danej sytuacji. Czekamy na Wasze pytania oraz tematy, które chcielibyście aby zostały poruszone.
Animator